Walka z AZS jest jak nauczenie mojego męża zanoszenia brudnych skarpet do kosza na pranie. Czasem jest poprawa, ale częściej zbieram skarpety z przeróżnych miejsc:) <KOCHAM CIĘ BEJBE:*> Postanowiłam, że muszę trochę odpocząć i potrzebuję trochę pomocy, a dziadkowie są najlepszą nianią. I tak przyjechaliśmy na kilka dni nad morze z nadzieją, że nadmorskie powietrze uleczy troszkę przeoraną skórę Lili. Na razie bez większych zmian, ale jesteśmy dopiero drugi dzień.
Planujemy jak najwięcej czasu spędzać nad wodą na świeżym powietrzu wdychając jod, odpoczywając przy szumie fal i tęskniąc za naszym ukochanym mężczyzną. A co najważniejsze będziemy w tym czasie szukać sposobu jak pomóc Młodej przestać się drapać. Bo najszczęśliwsze dziecko na świecie miało dziś mega focha i doła. Zmęczona swędzeniem i rozdrażniona niemożnością drapania się, a do tego ten cholerny upał zepsuły naszą śmieszkę. Chociaż nie przeszkadza jej to w zaczepianiu i rozśmieszaniu starszych Pań:) Dziś nie cieszyło ją nawet możliwość bawienia się surową marchewką, a to akurat dziwne w przypadku Młodej, bo za jedzenie z naszego talerza mogłaby zabić:) W nagrodę za to cierpienie mama idzie jutro na targ i kupuje kosz warzyw i owoców i będzie rozpieszczać Lilijkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz