Jest 21:10. Nasz 5 dzień pobytu dobiegł nareszcie końca. Lilcia śpi. Jutro mają już nas wypisać. Temperatury nie ma już od dnia przyjęcia osłuchowo już czysto. Lilcia jest w jak najlepszym humorze, no może poza kilkoma napadami drapania i złości, że nie chce jej włączyć telewizora:)

W ogóle Lilcia stanowiła na oddziale obiekt zainteresowania wszystkich Pań pielęgniarek. Kiedy któraś przychodziła na swoją zmianę i pierwszy raz miała z nami kontakt słyszałyśmy: "A to ten pacjent z AZSem". Jedne próbowały pomóc, inne opowiadały historie podobnych przypadków w rodzinie, jeszcze inne współczuły albo twierdziły, że to nic takiego. Z drugiej strony Luśka podbiła serca personelu swoją bystrością, chęcią do wspólnej zabawy. Będą za nią tęsknić:)

No i wyprowadzam skórę Lilci na prostą i zaczynam nasze żywienie i życie od nowa. Łatwo nie będzie przy bardzo ograniczonej ilości produktów, jakie jemy w tej chwili, ale myślę, że uda mi się nawet stworzyć pierogi i gofry. Mam kolejne wyzwanie w swoim życiu. Staje do walki nie tylko o komfort życia Lilianki, ale i o moje własne życie, które troszkę stało się jałowe i nijakie. Kocham moje dziecię ponad życie, ale czasem potrzebuje 5 minut dla siebie. O to teraz walczę.
Czy to dziecko wygląda jakby było chore? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz