Ale walczymy. W tej chwili już na własną rękę, bo w DSK w Białymstoku już nas nie chcą:)
Niestety od dłuższego czasu Młoda przestała przybierać na wadze, więc postanowiliśmy zrobić jej pakiet podstawowych badań na własną rękę. Mocz, morfologia, CRP, wapń, wit. D3, żelazo to miało dać nam podstawową odpowiedź czy wszystko jest ok. Od urodzenia na pobranie krwi z Młodą chodził Karol. Mnie to przerażało, bałam się, że spanikuje, zabiorę ją i ucieknę z gabinetu. Nie myliłam się, byłabym do tego zdolna. Dzisiejsze doświadczenie było naprawdę traumatyczne. Panie w laboratorium nie poradziły sobie z pobraniem krwi, a ich komentarz na wejściu O nie. Małe dziecko był zapowiedzią tego, co działo się później. Dwa wkłucia i żadnego efektu!!! Miałam ochotę je rozszarpać. Laborantka gmerała igłą w poszukiwaniu żyły, biedna Lilcia płakała, wyrywała się do piersi, a one nie pobrały ani jednej kropli!! Ani jednej! Po czym zaproponowały, że jak chcę to mogą spróbować trzeci raz. Wrrrr.....
Pindy głupie....też nie znoszę chodzić z małą na pobieranie krwi. Całe szczęście w naszym laboratorium jest JEDNA babka, która umie to robić naprawdę szybko i z mega precyzją. Jest szefową laboratorium i jak tylko wchodzę to wołam od progu, że mają zawołać szefową i o dziwo nikt nie protestuje. Ale jak Marysia była na poparzeniówce to na zmiany opatrunków musiał chodzić Mariusz...ja nie dawałam rady.
OdpowiedzUsuń