Lilianka nie lubi się ubierać. Poza okresem noworodkowym, kiedy nie bardzo ogarniała świat to jest to dla niej traumatyczna część dnia. Zapewne wynika to z faktu, że zakładając i ściągając ubrania trzemy o skórę, a to pewnie boli.... na pewno boli. I rozumiem to. Akceptuje. Nie zmuszam jeśli nie muszę. Niestety z tego powodu większość Liliankowych ubrań jest albo poplamiona albo na maksa brudna, bo śliniaków i innych ochronnych gadżetów też nie lubi, bo podrażniają skórę szyi. Niestety ten niefart dotyczy też ubrań wyjściowych. Jednak dziś na hasło: 'Lili śnieg przestał padać' moje oporne dziecię z okrzykiem 'sanki' poleciało po ubranie. Właściwie chciała tylko założyć czapkę i lecieć przecierać śnieżne szlaki. Bez bólu ubrała spodnie, bluzę, kombinezon, rękawiczki, szal i czapę. Lili naprawdę długo marzyła o tym dniu. Przy każdym najdrobniejszym opadzie śniegu pytała czy pójdzie na sanki. Więc dziś, kiedy nastał ten cudowny dzień spokojna, nawet powiedziałabym zadowolona, z uśmiechem na twarzy ubierała się. No i poleciałyśmy na śnieżne szaleństwo.
Przyznam szczerze, że nieźle dała mi w kość. 1h pchania sanek z 11 kg dzieckiem w zimowym ubraniu przez dziewicze szlaki śnieżnego giżycka to niezła siłownia.
A po obiedzie na deser ulepiliśmy bałwana all inclusive! Najpiękniejszy bałwan w całej wsi! Liliana najbardziej przejęta była nosem bałwana Olafa i zjadaniem śniegu:) Spokojnie, mamy jedzenie w lodówce:))) Na szczęście nie ma alergii na śnieg.
Prześlij komentarz