92 dni bycia w niebyciu i wielka siostrzana miłość!

czwartek, 21 września 2017



Właśnie minęły 3 miesiące, 92 dni mojego bycia w niebycie. Zojka zakończyła 4 trymestr. I wyraźnie daje mi dziś znać: nie licz, że będzie lepiej. Mam „trudne” dziecko. Drugie  hnb do tego z brzuszkowymi problemami i hiperlaktacje. Drugie, które wyciska mnie jak cytrynę. Drugie anty wszystko co „normalny” noworodek robi. Hiperlaktacja postawiła moje macierzyństwo na najwyższy poziom. Zamknęła mnie w domu, zabrała prostotę życia z niemowlakiem karmionym piersią i zmieniła całkowicie życie naszej rodziny. I choć wszystko jest utrudnione i stanęło na głowie to hiperlaktacji nie udało się zrobić jednego: nie jest w stanie zabić mojej miłości do dzieci.
Przez ostatnie 3 miesiące może 5 razy byłam na zakupach, w tym tylko raz sama z dwójką dzieci, bo zakończyło się tragicznie. Było kilkadziesiąt spacerów i długie godziny w domu. Jeśli ktoś powie, że wsadził dziecko do gondoli, a ono się słodko uśmiechnęło by po 5 minutach zasnąć i tak spacerowali sobie 3h  - parskę śmiechem. Jeśli ktoś kiedyś powie mi, że usypia dziecko wsadzając je do fotelika w samochodzie i jeżdżąc po okolicy zaśmieje się mu w twarz. Jeśli ktoś mi powie, że jego słodkie niemowlę: śpi, je, robi kupkę I tak w kółko – będę się śmiała jeszcze głośniej i powiem: nie wiem o czym mówisz gościu.
Samozasypiające dziecko? Nie moje   
Samouspakajające się? Nie moje!                                                                                              
Lubiące jazde samochodem? Nie moje! 
Lubiące wózek? Nie moje!                                                                                                               
Chusta? Tylko na śpiocha!                                                                                                                  
Spokojne leżenie w samotności? 5 minut. Akurat zdążam rano zrobić siku i kawe.                        
Ręce mamy? Owszem, najlepiej 24h na dobe. Lilkę dużo nosiłam, ale z Zojką pobiłam rekord: pewnego pięknego dnia miałam ją na rękach 14h z przerwami na zmianę pieluchy i 30 minut leżenia w wózku. Uświadomiłam to sobie o godzinie 24 kiedy wszyscy już spali, a ja siedziałam w salonie na kanapie wciąż tuląc ją w ramionach.  Jestem matką noszącą. Matka tuląca, matką rozerwaną pomiędzy rodzicielstwo bliskości, a zwykłe codzienne życie.
Mój mąż mówi, że mam takie dzieci, bo jestem ambitna i muszę mieć wyzwania.  Na szczęście uśmiech moich córek daje mi siły do walki. Ja jestem fajterem, dam sobie rade, choć bezradność rodzica jest czymś najgorszym, co może nas spotkać na rodzicielskiej drodze.  Jednak cała ta sytuacja ma drugą stronę i drugą, a tak naprawdę pierwszą bohaterkę: LILKE. Ona jest dzielna w całej ten sytuacji. Mogłaby już dwa miesiące temu udusić Zojke. Po prostu nakryć ją poduszką i przez chwilkę przytrzymać. I nie chodzi o to żeby uciszyć jej płacz, ale odzyskać mamę. I wiecie co? Nawet nie miałabym prawa mieć do niej pretensji!:) Lila jest tak dzielna, że jak na nią patrzę to mam łzy w oczach. Łzy wzruszenia, że moja maleńka Lilka już tak duża, jest rezolutną, mądrą (naprawdę mądrą), wyrozumiała i opiekuńczą prawie 4 latką. Dostała w wieku 3,5 roku wymarzoną siostre, ale też szybką szkołę życia. I uświadomiłam sobie ostatnio, że Lilka zbyt często słyszy ode mnie: „zaraz”, „zaczekaj”, „za chwile”, „później”.  A najlepsze w tej całej sytuacji jest to, że ona jest mądrzejsza ode mnie. Sytuacja z dziś. Zojka się zmęczyła. Nie udało nam się przystawić do piersi, coś poszło nie tak. Jest złość, płacz, za chwilę histeria. Bujam, kołysze, śpiewam, nuce, ale bezsilność we mnie narasta z każdą sekundą. W końcu żeby jakoś sobie ulżyć mówie:
Ja: Zojka mam już Ciebie dość. [ teraz jak to czytam to naprawdę to głupio zabrzmiało i naprawdę
      tak nie myślę ]                                                                                                                                          
Lila: Nie mów tak do niej  [uniosła głowę znad klocków lego i ze stoickim spokojem mówi do mnie
Ja: Ale ja naprawdę już mam dość i nie mam siły                                                                                     
Lila: Ale Ty musisz mieć siłę.
No właśnie. Muszę. Cokolwiek by się nie działo, jak bardzo źle by nie było, jak wiele problemów by nie było ja muszę mieć siłę. Po 5 latach wróciłam do picia kawy. Kiedyś piłam nawet 4 dziennie. Potem w ciąży z Lilką i karmiąc ją przyzwyczaiłam się, że jej nie pije, nawet nie myślałam o tym, że można. Teraz przy Zojce nastał taki moment, że pomyślałam: albo kawa albo inne metody wychowawcze. Wybrałam kawe. Choć może wystarczyłoby zrobić 15 przysiadów i 3 głębokie wdechy…
Cdn.





1 komentarz

  1. Łzy wzruszenia pojawiły mi się..silne jesteście dziewczyny, mega silne! To wszystko wymaga tak wiele wysiłku, organizacji dnia, wyrzeczeń i poświęceń, ale to wszystko czyni Ciebie jako mamę jeszcze piękniejszą i szlachetniejszą...bo taka miłość potrafi znieść wszystko.

    OdpowiedzUsuń