PIERSIĄ SPOKO!

środa, 16 marca 2016
5 marca po 2 latach 2 miesiącach i 10 dniach zakończyła się najpiękniejsza przygoda mojego życia. Wczesnym rankiem moje cudowne dziecię ostatni raz ssało pierś...
 
Niestety to była moja decyzja. To była najtrudniejsza decyzja w moim dotychczasowym życiu. Czułam się i zresztą nadal czuje jak wyrodna matka. Czuję jakbym ją krzywdziła, jakbym nagle stała się najgorszą matką na świecie. Tym bardziej, że zrobiłam to, aby mieć kolejne dziecko. Niestety nie mogłam zrobić inaczej. To były najtrudniejsze dni w moim życiu. Okazało się, że to ja bardziej przeżywam to rozstanie niż Lilianka. .To mi bardziej brakowało i nadał brakuje tych wspólnych chwil. Wiele łez kosztowała mnie ta decyzja, a moja 2 letnia Luśka ocierała mi łzy, przytulała i mówiła: mamo nie płacz. I płakałam jeszcze bardziej, choć w jej oczach widziałam wielką mądrość i zgodę.
 
Pamiętam ten dreszcz emocji, kiedy pierwszy raz przystawiłam ją do piersi. Pamiętam to przepełniające mnie uczucie. Potem nie było ani łatwo ani bezboleśnie. Poranione brodawki, nauka przystawiania, wielogodzinne maratony. Szaleństwa Panny Lili, zmienianie piersi co 30 sekund i miętoszenie drugiej piersi. Nie będę ukrywać, że zastanawiałam się jak to teraz będzie... Jak to trudno teraz będzie. Przy chorobie Liliany pierś była naszym ratunkiem. Przy kilkunastu pobudkach w ciągu nocy pierś ratowała 90% sytuacji. Dzięki piersi udawało się ukoić większość naszych małych i dużych problemów. Okazuje się, że nie jest tak źle. Zdarza się, że Lilcia się denerwuje w nocy, zaczyna się drapać i prosi o pierś, ale jakoś udaje nam się złagodzić ten brak. Prawda jest taka, że Lilianka, ale też my wszyscy musimy nauczyć się i wypracować sobie nowe rytuały zasypiania i ponownego zapadania w sen.
 
Będzie mi brakowało ten specyficznej bliskości. Tego dotyku, zapachu, spojrzeń. Tej możliwości bycia tylko we dwoje w tak intymny sposób. To były bardzo długie godziny spędzone razem. Brakuje mi tych momentów, kiedy kładłyśmy się razem do łózka, a Lilianka w spokoju odpływała, po czym ja po cichutku wyjmowałam sutek z jej buzi i wymykałam się z pokoju niczym nastolatka uciekająca na dyskotekę.

Karmiłam chyba w każdym możliwym miejscu: na ławkach, murkach, plażach, parkach, ale też w sklepach, restauracjach i knajpach wszelakich, a nawet w Kościele i to nie raz. W samochodzie, samolocie, pociągu, autobusie miejskim. Na weselach, rocznicach, urodzinach. Karmiłam w Polsce i na Krecie. W dzień i w nocy. Zawsze na żądanie.

Było pięknie. A teraz muszę przeżyć swoją żałobę...

 

 
 
 



 

 
 
 
 
 




 

 
  

JEDNO Z OSTATNICH ZDJĘĆ. PRZECZUWAŁAM, ŻE NADCHODZI KONIEC NASZEJ PRZYGODYM, WIEC NAUCZYŁAM SIĘ ROBIĆ SELFI:) 
JAK JA ZA TYM TĘSKNIE!! 
 
 

Prześlij komentarz