DOM NA KRAŃCU WSCHODU, CZYLI MÓJ MAŁY RAJ.

wtorek, 6 września 2016
Ciąg dalszy fotorelacji z raju. Coś czuję, że będzie jeszcze cz. 3.
Cały czas tęsknie za tym miejscem. Ale dzięki temu, że tam trafiliśmy upewniłam się w swoim przekonaniu, że chcę tak żyć. A może znalazła sposób na życie... Mam kilka pomysłów. Zaczynam odkładać pieniądze:))

P.S.
Luśka ostatnio jest mistrzynią tekstów.
W Białymstoku w Pałacu Branieckich mówi do nas: "Udawajmy, że to nasz dom".

Weekend spędziliśmy w Pucku. W niedziele pytam Lilkę:
- Idziesz z nami na cmentarz?
- Niee, ale w możecie iść. W prawo, w lewo i już.
(Nie wiem skąd ona to wiedziała, ale miała rację. Taka jest droga na cmentarz).


A dziś mówi do mnie "Mamo zakochałam się: w daringtonie [zapis fonetyczny postaci z bajki o samochodach megamaszynach], ping-pongu [cudowny pekińczyk, którego prezentuje poniżej] i w chlebie w jajku"!!!! Tak, tak. Matka jest cudotwórcą i wymyśliła chleb w jajku bez jajka! A do tego jest mega zdrowy i pożywny, bo z jajko zastępuję mąką z ciecierzycy.

Tak swoją drogą ona ma 2 lata i 8 miesięcy, a była w większej liczy hoteli niż ja przez pierwsze 25 lat życia! I uwierzcie mi, że ona naprawdę by sobie poradziła. Wchodzi rano na śniadanie i mówi: "Proszę przynieść mi mój fotelik", a tekstem "Dziękuję. Skończyłam. Czy mogę odejść od stołu?" rozwaliła wszystkich przy piątkowym śniadaniu w Domy na wschodzie.









Oto i on. Szanowny Pan Ping-Pong pożeracz babeczek!


  W oczekiwaniu na kolację trzeba było coś sobie ugotować. A potem szybko jeść żeby psy nie ukradły. 




 Taka pierwszy raz Tulił. I tak tulił, że wytulił. Lilcia padła:)










A te dwa czarne punkty na łące to żubry!!

Prześlij komentarz