CHOĆKAJ, KULNIEM SIĘ PO GRABELKI...

poniedziałek, 11 maja 2015
....czyli o wychowaniu międzykulturowym, weekendzie nad morzem i zmianach (nie tylko tych na ciele).

Dzieci do 5-6 roku życia poznają świat przez zabawę. Dla nich jest to narzędzie do poznania wszystkich zasad kierujących tym światem. Nie rozumieją zabawy w "dorosłym" sensie. To nie jest czas relaksu, a codzienny trening nowych umiejętności. Zabawa naszych dzieci to też moment kiedy my dorośli możemy się uczyć i zauważać jak bardzo różni jesteśmy.
"Świat to wielka wieża Babel. Jedna wieża, w której Bóg pomieszał nie tylko języki, ale także kulturę i obyczaje, namiętności i interesy, i której mieszkańcem uczynił ambiwalentną istotę łączącą w sobie Ja i nie-Ja, siebie i Innego, swojego i obcego".
R. Kapuściński – Ten Inny
Czasem mam wrażenie, że nasza rodzina to taka mała wieża Babel. Ja Kaszubka z dziada pradziada, z serca Kaszub. Kaszub, które mają swój język, swoją historię, twórczość i twórców oraz zapędy do określania siebie jako narodu. On - mąż i ojciec.  Człowiek z Mazur, z krainy sandacza z tatarską przeszłością. Oboje urodzeni i wychowani w Polsce. Tacy sami? Oj nie sądzę! A w środku  tego miksu jest  Ona: Liliana chłonąca każde słowo, każdy ruch i każdy gest. 
Symbolem tej naszej różności okazały się grabelki, których ja używałam w czasie zabawy z Lilianą. Właściwie tylko ja ich używałam, bo oni bawili się grabkami. Dla mnie normalna zabawa, bo od zawsze używam do zabawy grabelek, ale mojego męża grabelki bardzo rozśmieszyły. I jak tu wychować dziecko, kiedy mama chodziła na pachte, a tata na szaber? Mi listy przynosił brifka, jemu listonosz. My mówimy coś mamie, On mówi  dla mamy. Ja zdrabniam czasowniki wołając: choćkaj Lili  idziemy dalej. Nasze dwa światy są też różne w kwestiach kulinarnych, bo oto pewnego dnia debatowaliśmy czy Liliana będzie solić czy słodzić zupę mleczną. Na szczęście na razie nie ma tego problemu, bo nie może jeść mleka.
Jaka z tej wojny światów wyjdzie Lili? Na pewno bogatsza kulturowo i otwarta na świat. Językowo pewnie Mazurka, bo nawet i ja już wchłonęłam mówienie dla mamy, ale sercem i duszą Liliana to urodzona Kaszubka. Widzę w niej siebie: pracowita, wytrwała i konsekwentna. Oj tak. Liliana to prawdziwa, 100% Kaszubka! Konsekwentna aż do bólu. Ostatnio także bólu uszu. Do tego kłótliwa, a mówią, że to też nasza kaszubska cecha. Oj potrafi Młoda walczyć o swoje. Aaa i religijna jest jak to Kaszubi. Najbardziej lubi operowym głosem śpiewać pieśni (mam wrażenie trochę drwiąc z organisty), a w czasie ciszy wyliczać swoją zgromadzoną w Kościele rodzinę od prawej do lewej:
* ba-ba
* ma-ma
*ta-ta
po czym najpierw wybucha śmiechem, a następnie wielce donośnym głosem oświadcza, że się nudzi i chce iść z mamą na dwór. Muszę przyznać, że Liliana jak dorośnie będzie albo aktorką (bo teatralne płakanie na zawołanie ma już opanowane do perfekcji) albo baaardzo charyzmatycznym politykiem jakiejś pokręconej partii, bo zdolności przywódcze to ona ma i to niemałe. Wszystkich rozstawia po kątach.
Jakkolwiek mazursko potoczy się wychowanie Liliany jedno jest pewne: alfabet kaszubski Lilianka będzie znać;) Myślicie, że jestem jakąś kaszubską terrorystką? Nie. Sama niewiele umiem, choć jak mnie ktoś pyta skąd jestem zawsze odpowiadam, że z Kaszub. Przepięknych Kaszub, szczególnie o tej porze roku. Niestety w ostatni weekend pogoda nam nie sprzyjała i na plaży byliśmy tylko raz i to jedynymi osobami, a żeby było jeszcze śmieszniej bawiliśmy się grabelkami;)

Miało być też coś o zmianach, ale dziś nie będzie, bo tak ładnie mi się tekst zakończył, taką piękną grabelkową klamrą, że szkoda  mi to psuć:)











Prześlij komentarz