WĘGORZEWO? POPROSZĘ JEDNO ŁÓŻKO!

poniedziałek, 23 lutego 2015
W dni takie jak dziś mam wrażenie, że zwariuje, że pęknę, wybuchnę, oszaleję, albo zamknę się w sobie. W dni takie jak dziś śmiejemy się, że mam rezerwacje w Węgorzewie i zawsze czeka na mnie łózko z mocnymi pasami. W dni takie jak dziś po 7 z rzędu średnio przespanej nocy, kiedy Mała budzi się z całą podrapaną buzią i szyją, kiedy każdy ruch w jej stronę kończy się atakiem furii, a dodatkowo dostajemy wyniki krwi, które nie wyglądają najlepiej mam ochotę usiąść i płakać albo uciec... nawet do Węgorzewa.
Na szczęście wyniki okazały się nienajgorsze. Mieścimy się w normach. Musimy tylko zmienić witaminę D na taką w kroplach, bo jak mówi dr Szwabowicz tej wit. D w kapsułkach nikt nie kontroluje. Nie wiadomo co oni tam dodają, ile tej witaminy tam jest. Nasze Państwo nas oszukuje. To jest suplement diety, tego jest 20-30 producentów. Nikt nie podlega żadnej kontroli. Ciekawe tylko, że ten sam doktor rozdawał tą oszukaną witaminę wszystkim mamą przy wypisie, na dobry początek. Przy okazji wypytaliśmy doktora o wszystkie nurtujące nas kwestie. Dowiedziałam się, że w pediatrii najważniejsze są przyrosty wzrostu, a nie wagi, więc luzujemy z tym tematem. Póki kończą nam się systematycznie ubrania wszystko jest ok. O dziwo po powrocie do domu Luśka zjadła trochę makaronu, marchewki i sosu curry, mięsem oczywiście rzuciła:) Wczoraj upiekłam swój pierwszy bezglutenowy chleb (o dziwo całkiem nieźle smakuje) i pasztet z soczewicy i kaszy jaglanej z żurawiną, ale nie podbiłam podniebienia księżnej L. No cóż... będę dalej próbować kolejnymi wynalazkami, w końcu uda mi się trafić do serca małej wybrednej księżniczki:) A, że gotowanie to jedna z niewielu rzeczy, która pozostała w tym całym chaosie taka tylko "moja" na pewno się nie poddam.
Apropo bycia sobą... przed wczoraj słuchałam wykładu Pani psycholog z Fundacji halo Atopia i uświadomiłam sobie kilka ważnych kwestii. jak powiedziała ta mądra Pani: rodzice dzieci z atopią o tych wszystkich rzeczach wiedzą, ale często muszą je usłyszeć żeby je sobie uświadomić. A więc uświadomiłam sobie, że:
- jestem permanentnie zmęczona i żyje w ciągłym stresie;
- jestem skoncentrowana na chorobie mojego dziecka;
- a życie mojego atopika jest moim życiem i innego nie mam;
- wiecznie mówię i opowiadam tylko o chorobie Lusi;
- rzadko mówię o własnych przeżyciach związanych z tą chorobą;
- nie mam czasu na swoje własne życie, a właściwie go nie mam;
- wiecznie boję się, że coś pójdzie nie tak.
A dodatkowo powiem Wam, że nawet nie mam kiedy się wysrać, bo w tym czasie moje dziecko stoi na środku pokoju i krzyczy w niebogłosy drapiąc głowę i kark, bo mama odeszła o pół metra za daleko. Rodzic (czytaj mama) atopika nie ma czasu na śniadanka z kubkiem gorącej herbaty i przeglądem prasy, bo Mały atopik nie wysiedzi przy śniadaniu dłużej niż trzy kęsy, bo zaczyna się drapać, bo mu nie smakuje, albo leci mu sok po brodzie, która jest podrażniona i zaczyna swędzieć. Mama nie ma czasu na spokojne zjedzenie chociażby ciepłego obiadu, bo atopik na obiad nie ma ochoty, ale na pierś to i owszem.
A co się dzieje jak mały atopik w końcu idzie spać?? Mama ma czas (może godzinę może dwie) tylko dla siebie. Tylko nie bardzo wie co robić. Ogarnąć kuchnię, która wygląda jak po wybuchu bomby? Zrobić prasowanie? Posiedzieć na kanapie? Zjeść? A może wziąć kąpiel? Nie to zbytnie ryzyko. Śpiąca Lili jest jak bomba zegarowa: w każdej chwili może się przebudzić, zacznie się drapać, płakać no i będzie potrzebować mamy. Wyskakiwać z wanny, mokra? Nie opłaca się. Za dużo stresu, brak odpoczynku. Wiecie co zrobię? Opublikuje tego posta, wskoczę pod prysznic na szybką ciepłą kąpiel, wskoczę do łóżka, zawinę się w kołdrę i poczytam książkę. O tak! Tego mi potrzeba.
I wiecie co?
Odpuszczam na razie Węgorzewo. Kocham tego mojego małego brzdąca, a swojego życia nie zamieniłabym na żadne inne. Nawet jak nie uda mi się ani wykąpać, ani poczytać.
Dobranoc! 
Dziś zamiast zdjęcia zostawiam Was z piękną nutą. Rozpływam się...

Prześlij komentarz