AH TEN WTOREK:)

wtorek, 21 kwietnia 2015
Codziennie rano otwierając oczy mam nadzieję, że to już dzisiaj przyszła ta cholerna wiosna. I co? Codziennie dostaje kosza. Marzy mi się, że nadchodzi moment kiedy biorę Lilianę pod pachę, zakluczam drzwi i wychodzimy na cały dzień na dwór. Bez tych wszystkich kurtek, szali, szalików, szaliczków, czapek i ciężkich butów. Może to jutro?? Ale za to dziś pomimo niezbyt ładnej pogody miałyśmy całkiem udany dzień pełen wpadek i miłych niespodzianek, zakończony niestety drapaniem i płaczem;/ Ale smok już śpi w swojej norze, a właściwie w mojej przystani spokoju i odpoczynku, a ja mam chwilę żeby coś szybko napisać. Znając życie ta chwila potrwa co najwyżej 15 minut, ale to zawsze 15 minut tylko dla siebie.
Od dłuższego czasu Lilianka ze wszystkimi i wszędzie żegna się swoim słodkim papa. Rozczula tym Panie kasjerki w Rossmanie i Biedronce i kradnie serca przypadkowych przechodniów. Do tego dziś miała dzień pełen komplementów. Co chwilę ktoś nas zaczepiał mówiąc jaka to moja córa jest piękna i słodka. (Tak swoją drogą jaka miałaby być?? Przecież to moja córka, hehe).
Żeby nie było tak słodko Lilcia oberwała dziś dwa razy:) Najpierw dostała klapsa od bramki automatycznej w Polo Markecie. Właściwie to wiedziałam, że tak się stanie, bo fotokomórka jej nie wyłapie. Stałam i tłumaczyłam jej, że musimy iść, bo bramka zaraz się zamknie. Niestety było za późno. Lilcia dostała klapsa w ramie. Jej spojrzenie pełne zdziwienia i wściekłości, mówiące ej co ty bramko sobie myślisz. Jakim prawem mnie tak klepiesz? - bezcenne. Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechów. Druga wpadka w Biedronce. Weszłyśmy po jabłka. Już za kasami Lilianka nie mogła się doczekać żeby wgryźć się w cudownie soczystego Ligola, więc musiałam jej obgryźć jabłko ze skórki (musiałam nieźle wyglądać). Zadowolona dreptała powolutku w stronę wyjścia. Poszłam przodem i przed sklepem czekam na moją drepczącą, wgryzioną w wielkie jabłko córeczkę, gdy nagle drzwi zaczęły się zamykać i właściwie zgniatać jabłko i jej malutkie dłonie. Na szczęście zdążyłam dobiec do drzwi i fotokomórka mnie wyłapała i drzwi się otworzyły. Liliana chyba nawet nie zauważyła, że coś się stało, bo dalej jadła swojego Ligola, ja popełniłam w przeciągu 30 minut drugi raz ten sam błąd, ale nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Obie zjadając swoje wielkie soczyste jabłka podreptalałyśmy na plażę, gdzie pierwszy raz odkąd mieszkam w Giżycku zdarzyło się, że ktoś zrobił coś bezinteresownie. Jakieś niznanie nam dziewczyny dały Liliance balona. Ot tak bez żadnej okazji:) Balon (na szczęśćie) pękł na plaży.
Ot taki wtorek:) 
P.S.
Niestety mamy nawrót zmian na nogach, rękach, szyi i buzi. I meeeega drapanie. Także to będzie 40 albo i 50 nieprzespana noc z rzędu, ale co tam. Mam najcudowniejszą córę na świecie i fajne baniek mydlanych i pociągów, ale o tym innym razem.






Prześlij komentarz