MISTRZYNI EFEKTÓW SPECJALNYCH

wtorek, 3 listopada 2015
Liliana to wie jak zadbać żeby rodzice się nie nudzili.
Sobotni poranek. Godzina 8. Cała trójka słodko przeciąga się w łóżku. Liliana trochę marudzi, drapie szyje, trze buzie, podjada jeszcze cyca. W pewnym momencie patrzę, a nasze prześcieradło robi się czerwone. I to w naprawdę szybkim tempie. Konsternacja, tysiąc myśli co się stało.
Jakiś czas temu na buźce Lilianki pod oczkiem pojawił się malutki naczyniak (chyba). Podczas tarcia buzi musiała go uszkodzić no i zaczęła się lać krew. Dosłownie lać. Waciki w moment robiły się czerwone, a krwi w żaden sposób nie udało się zatamować. Po 30 minutach pojechaliśmy na SOR. Na szczęście panuje tam powakacyjna pustka i byliśmy jedynymi pacjentami, choć Liliana dała dosadnie znać, że została tam przywieziona. Lekarz obejrzał naszą specjalistkę od  efektów specjalnych i mówi: przydałoby się założyć szew, (Wrrr.... mój żołądek wywrócił się na lewą stronę, a serce na chwilę stanęło), ale nie będziemy męczyć ten małej istoty. Założono jej opatrunek ze spongostanem, a nasza Panienka niczym bokser opuściła ring. 1:0 dla nas. W domu zdążyła jeszcze zerwać opatrunek i musieliśmy zakładać nowy, na który nakleiliśmy plaster z kotem. Lilcia dumna z siebie paradowała z tym plastrem.
 Dziś już jest lepiej, chociaż nad ranem znowu zerwała opatrunek, ale obyło się bez rozlewu krwi. Teraz paraduje z malutkim okrągłym plasterkiem i jest z tego dumna:)  


Sprawca całego zamieszania
Lili ze swoim kocim plastrem;)



Co poza porannymi niespodziankami?
Lili ma nową miłość i jest nią Myszka Minnie. W naszym domu w zastraszającym tempie zwiększa się ilość rzeczy z tą postacią: od majtek i skarpetek, przez cała masę ubrań po plecak i parasolkę. Oczywiście nie wspominam o książeczkach, maskotkach i kolorowankach z Minnie. Mam nadzieję, że szybko jej ta miłość nie przejdzie, bo będziemy musieli zmienić garderobe.

W zeszłym tygodniu zakończyliśmy sezon rowerowy. Trochę po ciemku, trochę na dzikusa, bo za ciepło nie było. I łezka się w oku zakręciła, bo mój piękny bieluśki rower został schowany do piwnicy. Ale ocieramy łzy i szybko lecimy na spacer. W środę dreptałyśmy z Luśką 3,5h. Pogoda nas rozpieszczała. Za kinem Fala odkryłam plac zabaw, na którym nikogo nie było, za to było mnóstwo liści i dużo zabawy.






A w ostatnią piękną sobotę na naszej drodze do lasu stanęły dwa piękne młode kociaki, które gdyby nie alergia Luśki już byłyby u nas w domu:) Oba. Muszę przyznać, że sprzedałam mojemu dziecku miłość do kotów. Pewnie jak dorośnie to będzie znosić do domu wszystkie bezdomne zwierzęta, a ja je wszystkie przyjmę, więc do tego czasu musimy mieć do dyspozycji duuuże podwórko.





 





Prześlij komentarz