KOCZOWNICY...

piątek, 8 sierpnia 2014
Ostatnie upały zmusiły nas do opuszczenia naszej chaty i chwilowo (od 2 tyg.) koczujemy u babci Haliny:). W naszym mieszkaniu jest Afryka dzika... i to nie tylko ze względu na panujące tam temperatury, hehe:). Nasze mieszkanie stało się chwilową przechowalnią bagażu.
...a więc chwilowo koczujemy w Gajewie i śpimy na podłodze.... koło komody, na której stoi telewizor, a w której wczoraj coś zaskrzypiało.... moja wyobraźnia (a muszę przyznać, że jest bujna)poprowadziła mnie w stronę myszy i podpowiedziała, że ta mysz (albo co gorsze coś większego) może z tej szafki wyjść. Moja pierwsza reakcja? Strach? Niee! Raczej mobilizacja, bo moją pierwszą myślą było: a jak ugryzie Lili? (spała już obok mnie). Taka Matka Polka się we mnie obudziła, ze z 5 minut nasłuchiwałam tej myszy, która ostatecznie okazała się niewyłączonym dvd z kręcącą się płytą:D.
Muszę przyznać, ze to było jak sprawdzian rodzicielstwa dla mnie. Moje nadwyrężone zmęczeniem  macierzyństwo zostało wystawione na próbę matczynej miłości. Ale myślę, że ten egzamin zdałam pomimo, że od 4 miesięcy strasznie słabo sypiam (czasem bardzo niewiele), kręgosłup boli jakbym tony węgla przerzuciła, a są momenty, że mam ochotę zamknąć Młodą do lodówki albo wyrzucić przez okno. a nadchodzą ciężkie czasy, bo zaczyna nam się pokazywać pierwszy ząbek. Daleka droga jeszcze przed nim, ale boje się, jak skumuluje się drapani z bólem:D Mieszanka wybuchowa.
Dziś dorzucam kilka zdjęć z przedwczorajszego jedzenia arbuza, który niestety trafił na listę produktów podejrzanych, bo następnego dnia pojawiła się dość duża wysypka na twarzy, ale radość dziecka podczas jedzenia powoduje, że ta wysypka nie ma znaczenia. Wysypka schodzi już sama bez żadnych maści. Jutro postaram się napisać coś o jedzeniu, choć u nas chwilowo BLW zostało wstrzymane.



   

Prześlij komentarz