MOJA KOCHANA CYGANICA

piątek, 6 marca 2015
Właśnie dobiega końca nasz 3 dzień w szpitalu. Dopiero albo już 3 dzień. Mam nadzieje, że jesteśmy na półmetku. Nie jest źle, ale chciałybyśmy bardzo już do domku. Do swojego wygodnego łózka, pod swój prysznic, do swojej kuchni. Po prostu do mojego zwykłego codziennego życia.
Ogólnie zdrówko Lilci się polepsza: nie ma temperatury, malutko kaszle, wyniki wszystkie w normie. Pobyt tutaj jest bardzo wyczerpujący, nie tyle fizycznie, co psychicznie. Z każdej strony maleńkie dzieciątka płaczą. W sali obok nas jest 20 dniowa dziewczynka z zapaleniem płuc. Ona jest taka malutka. Waży zaledwie 3 kg... Z drugiej strony dwoje dzieci z rotawirusem: dziewczynka - spokojna, śpiąca całymi dniami (magia dziecka ze smoczkiem i karmionego butelką) i chłopczyk - ok. 5 miesięcy bardzo głośno i dosadnie przekazujący otoczeniu swój ból egzystencjalny. Tak teraz myślę, że poza mną nie widziałam innej mamy karmiącej piersią. W Polsce średni okres karmienia to 3 miesiące, więc nasze 14,5 to już dużo powyżej średniej, ale nie myślałam, ze na oddziale pediatrycznym to będzie takim zaskoczeniem, że dziecko jeszcze na cycu, bo jak twierdzą tu niektóre Panie z piersi leci już woda i to jakiś cud, że dziecko nie je nic innego i nie jest głodne.
Dużo by można o tym pisać, szkoda czasu i tak mają mnie tu za dziwaczkę:) A pozostając w temacie jedzenia i najadania się... Dzięki wynikom testu na nietolerancje i naszej obserwacji jesteśmy znowu na mega ścisłej diecie, która w końcu zaczyna przynosić skutek. Chyba... bo jak zawsze powtarzam sobie w głowie: mamo alergika pamiętaj nic nie jest wieczne. Znowu jemy kasze jaglaną tym razem w wersji z marchewką i groszkiem oraz dziś z grochem. Naprawdę pyszne i sycące danie. Polecam. Na backstage'u wspiera nas Babcia Halina przywożąc nam codziennie świeże żytnie bułeczki. Na śniadanie wcinamy owsiankę bezglutenową. O dziwo Luśka pochłania znaczne ilości jedzenia. I w końcu przestaliśmy się dziwić dlaczego wcześniej nie chciała w ogóle jeść. No, ale nic dziwnego jak dostawała na każdy posiłek zestaw alergenów (potencjalnych bądź nie). Także nasze życie kulinarne znów zostało przewrócone do góry nogami i zaczynamy nasze BLW od nowa. 3 raz, ale mówią, że do 3 razy sztuka. Mam nadzieję, że nam tym razem ta sztuka się uda. Sztuka mięsa jednak nie pojawi się na naszych talerzach szybko, bo mamy alergię na wieprzowinę (i wołowinę i kurczaka oraz indyka:)).  Nie mogę się doczekać, aż wrócimy do domu i będę mogła rozpocząć moje nowe kulinarne eksperymenty. Jak mi coś wyjdzie na pewno się z wami podzielę super hiper zdrowym i hipoalergicznym przepisem:))
Poza tym donoszę, że Lilcia spełnia tu rolę zabawiacza i rozśmieszacza wszystkich Pań pielęgniarek i leżących na sali obok starszych dziewczynek - obie szczęściary już poszły do domu. Wczoraj dokooptowali do naszego apartamentu dziewczynkę z mamą. Lilcia upatrzyła sobie mamę za cel swych tortur. Pani nie miała wyjścia musiała się z nią bawić:) A było co robić, bo Lili ani na chwilę nie siadała. Najpierw piłki, potem misie, następnie wkładanie i wyjmowanie torebek herbaty z pudełka. Pani grzecznie bawiła się z Lilianką do czasu, aż miała zostać konikiem:))) Ten ruch Młodej się nie udał, ale za to była zabawa w akuku, wchodzenie pod łózko, bieganie po materacu na którym spała Pani, pokazywanie pępka. Ostatecznie padła o 22:30 po antybiotyku. Moja kochana Cyganica....


Prześlij komentarz