NOCNE LILIANY ZABAWY

czwartek, 2 kwietnia 2015
Jak każdy i Liliana ma lepsze i gorsze momenty w życiu. Niestety tych gorszych jest u nas ostatnio więcej. Na szczęście dotyczą tylko nocy. W ciągu dnia Lilianka jest pogodna, zadowolona, roześmiana, bawi się i zabawia wszystkich dookoła. Czasem zdarzy się atak drapania, ale zazwyczaj szybko mija. Niestety od prawie miesiąca noce są koszmarem. Kilkanaście wybudzeń, ciągłe drapanie, trudność w ponownym zaśnięciu, atak drapania, wściekłość no i na koniec płacz. Paniczny płacz.
Taka noc zdarzyła nam się dzisiaj. Lilcia zasnęła (oczywiście nie bez histerii i ataku drapania) o 22:30. O 23 podjęłam próbę położenia się do niej. Łóżko zaskrzypiało. Lilcia obudziła się.  Zaczęło się pierwsze drapanie. Jakimś cudem udało się ukoić swędzenie. Zasnęła. Zasnęłam i ja. Mój błogi sen nie trwał jednak długo, bo jakieś 35 minut po czym nastąpił akt drugi: chcę zedrzeć z siebie skórę. Buzia, szyja, uszy, głowa (tak na marginesie, jak tak dalej pójdzie to do lata Lili nie będzie miała włosów na głowie;/). Zaczynam delikatnie drapać ją po karku. Lili przypomina sobie, że swędzi łokieć. Drapie łokieć, ona drapie kolano. Zabieram rękę od kolana, ona wraca do tarcia buzi. Obłęd. Próba ukojenia przy piersi nie przynosi skutku. Może przy drugiej? Też nie. To może na rękach? Często się to udaje. Nie tym razem. To może kołysanie i śpiewanie? Też nie. Liliana z każdą minutą coraz bardziej wkurzona wybucha co raz coraz większym płaczem i lamentem. Poddaje się. Idę z nią do łazienki przemyć buzie i kark. Niestety i ten sposób nie daje rady. Ostatnia deska ratunku: rosną nam zęby, więc pewnie drapie, bo bolą dziąsła. Smarujemy więc lekiem przeciwbólowym. Chwila ciszy i w pustej kuchni rozbrzmiewa liliankowe: e e e. Już pokazuje palcem, że chce jeść gruszkę. O nie Młoda damo. Nie ze mną te numery o 1:30 w nocy. Niestety byłam już na przegranej pozycji. Lilcia się rozbudziła (i może dobrze, bo przestałą drapać), a dom wypełnił jej śmiech i bąki (zjadła za dużo gruszek, hehe). Kucała na środku pokoju i wyciskała bąki jeden za drugim, aż robiła się czerwona:) Oczywiście miała z tego wielką uciechę, bo wszyscy przez nią rozbudzeni śmiali się do łez, a ona była w centrum uwagi. Zabawa trwała do 3 nad ranem, a ja spać poszłam o 4, bo usypianie nie obyło się bez histerii i długiego karmienia, a raczej trzymania cycka w buzi.
Ciekawe co będzie dziś. Już się boję.

Informuję: dziś czyli z czwartku na piątek było troszkę lepiej. Pobudka co godzinę, ale przynajmniej bez krzyków, pisków i paniki.

A nasze życie poza problemami ze spaniem kręci się też wokół jedzenia. Wczoraj furorę zrobiły frytki z batata, które dziś powtarzamy. Moja mała weganka zaczęła jeść mięso i to z wielkim upodobaniem:) Przez tydzień zjadła już dobre pół królika, czyli tyle ile przez ostatnie pół roku. Jest jedno ale: mięcho musi być w kawałku z kością:) Niestety pierogi z mielonym mięsem z królika choć były naprawdę pyszne nie przypadły Młodej do gusty choć zaczęła nieźle. Sami zobaczcie.








Prześlij komentarz