MAMĄ BYĆ...

wtorek, 26 maja 2015
17 miesięcy i 1 dzień temu moje życie wywróciło się do góry nogami. Pojawiła się Ona, a ja stałam się najważniejszą osobą w życiu ten małej istotki (przynajmniej na razie, hehe). Życie postawiło przede mną niesamowicie odpowiedzialne wyzwanie i misję.
I choć nie mogę pochwalić się takimi spektakularnymi sukcesami jak rekordowa sprzedaż czy pracownik miesiąca to nie żałuje ani jednego dnia z mojego maminego życia, a wręcz jestem wdzięczna, że mam możliwość bycia kurą domową i mamą 24h. Mogę obserwować jak moja córa się rozwija, jak dorasta i dojrzewa, jak zmienia się właściwie każdego dnia. I jestem z siebie dumna, bo widzę, że wychowuję małego człowieka otwartego na świat. Odważną dziewczynę potrafiącą postawić na swoim. Śmiejemy się, że trzeba to nasze dziecko troszkę "przymknąć społecznie", bo świat jej nie rozumie. Inne dzieci od niej uciekają, bo jest odważna, podchodzi do nich, zagaduje, chce się bawić, a one biedne wystraszone uciekają, odwracają się lub nagle stają się niemowami.
I choć moje macierzyństwo nie jest łatwe: Lila nie chce jeździć w wózku, nienawidzi fotelika samochodowego, więc nasze podróże to koszmar. Zresztą nawet jak zaśnie gdzieś w parku na ławce to jestem uziemiona, bo odłożenie jej do wóźka graniczy z cudem. Jak już się uda w wózku śpi może 30 minut, więc matka sobie nie pospaceruje po giżyckim cypelku. W nocy budzi się sryliard razy, ciągle się drapie, tupie nóżką, czasem panikuje. Spać chodzi coraz później, choć muszę przyznać, że dziś zrobiła mi prezent i o 20 była już w łóżku. Na spacerach nie chce chodzić za rękę, a raczej ma naturę kota, bo chodzi swoimi ścieżkami. Nie umie się skupić na jednej zabawie dłużej niż minutę, no może dwie. W domu nie lubi bawić się sama, więc nic nie mogę zrobić. Kocha być noszoną na rękach, ale tylko przeze mnie. W chuście siedzi 10 minut i już jej się nudzi. A mimo tych wszystkich utrudnień kocham tego szkraba ponad życie. Nic bym w niej nie zmieniła, choć czasem naprawdę wkurza mnie jej upór, tupanie nóżką i histerie.
A dla takich poranków jak dziś naprawdę warto żyć. MOje 17 miesięczne dziecię z uśmiechem na twarzy, wymawiając cudownie słodkie "mama" przymaszerowało do mnie do łózka wręczając mi bukiecik kwiatów i kartkę, a potem dała mi buziaka i się przytuliła do mnie, a potem do piersi:) Żeby nie było, że tylko ona daje coś mamie hehe:) Ten moment zostanie w mojej pamięci do końca życia. To było tak piękne, że jak się otrząsnęłam to się popłakałam. A później płakałam drugi raz, bo dostałam jeszcze jeden cudowny prezent, który boję się dotykać, bo jest taki piękny! A w czasie drzemki udało mi się nawet 50 stron książki przeczytać:) Taki to  miałam cudowny dzień.


1 komentarz

  1. Jeeejku jaki śliczny cruizer'ek! teraz tylko fajny fotelik i sru z Lili na rajd. Może taka forma transportu przypadnie jej do gustu?

    OdpowiedzUsuń