PLAŻING, SMAŻING i TATA!

wtorek, 9 czerwca 2015
Ach ten długi weekend. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego i rozleniwia. Szczególnie kiedy jest u rodziców, którzy z chęcią zajmują się wnuczką, a mama może pospać godzinkę dłużej. Błoga godzina snu, z którego wyrywa mnie wołanie ma-ma wskakującej do łózka i wyciągającej sobie pierś Liliany. Muszę się przyznać, że to był intensywny weekend. Jestem wyczerpana i powoli wracam do życia. Czwartek, piątek, sobota i niedziela pełne wrażeń, emocji, ale co najważniejsze spędzone rodzinnie we troje lub w piątkę z dziadkami.
Czwartkowa procesja i rejs łódką z dziadkami, a na koniec podróż do Pucka dały nam się we znaki nie tylko fizycznie, ale i w nocy. Lilianka z ogólnie złym stanem skóry spała bardzo słabo. Prawie 2h walczyliśmy z napadem drapania do krwi i płaczem, a właściwie wrzaskiem. Nic nie pomagało. Ani tulenie, ani noszenie, ani drapanie, ani głaskanie. Serce rozpada się na kawałki z bezsilności i bezradności. W końcu zamknęłam się z nią w łazience, zapaliłam delikatne światło i zaczęłam "śpiewać" piosenkę Podsiadło. Albo tak bardzo fałszowałam, że nie chciała mnie słuchać, albo Lili była już tak zmęczona, ale podziałało. Zasnęła. Położyłyśmy się po 4, już właściwie na dworze było jasno. Kolejna noc wyglądała bardzo podobnie. Strasznie wyczerpujące są takie maratony nocnych akcji, a u nas już od miesiąca tak to wygląda. I nie chodzi mi o wyczerpanie fizyczne, bo akurat jestem typem człowieka, który nie potrzebuje dużo snu, a do tego szybko się regeneruje. Te noce wyczerpują mnie psychicznie i macierzyńsko. To najgorsze z możliwych uczuć, kiedy matka nie może pomóc własnemu dziecku.
Na szczęście po słabych nocach zazwyczaj są dobre dni i piątek i sobota to był istny plażing smażing:) Największą frajdę sprawiło Lili rzucanie piachem w babcie, chodzenie boso po piachu no i oczywiście chodzenie po brzegu. Niestety Lili nie ma zbyt wielu okazji w domu do chodzenia boso, choć powinna, ale od razu podwija nogawki i drapie, dlatego też chodzenie po miękkim piasku w zimnej wodzie było dla niej tak ekscytujące i stymulujące. Cudowne są dni, kiedy możemy od rana do wieczora być na dworze. Lilianka zapomina wtedy o drapaniu. No może nie w 100%, bo w napadach złości drapie się straszliwie, a ostatnio bardzo emocjonalnie reaguje na wszelki odmowy, niedane próby przejęcia zabawek innych dzieci lub, gdy  za późno zwrócę na nią uwagę. Stała się niesamowitym obserwatorem otaczającego ją świata. Ulubionymi stały się rowery, kaczki i wszelkiego rodzaju kule. Na spacerze słyszę tylko: mama, mama, mama, mama. Woła tak długo, aż zapytam słucham? No i dopiero wtedy mówi mu co widzi (najczęściej chodzi o rower albo o dzieci). A ostatnio ulubiony dowcip to konwersacja:
Lili: mama, mama, mama, mamo (to ostatnie takie z wyrzutem)
Ja: słucham?
Lili: tata   
I jeszcze jedna rozmowa. W niedziele byliśmy w zoo w Gdańsku. Ogólnie Liliankę najbardziej zainteresował łańcuch otaczający wybieg żyraf, kamienie na trawie i taka biało-czerwona taśma:) Ze zwierząt? Hmm... chyba małpy. Wczoraj rozmawiam z Lili:
Ja: Widziałaś w zoo żyrafę?
Lili: przytakuje głową, że tak.
Ja: A Małpy?
Lili:Ta sama reakcja?
Ja:A był w zoo konik?
Lili: ihaaa (odgłos paszczą).
Ja: A co jeszcze było w zoo?
Lili: Tata, babcia i dziadzia:))))))
I tak to właśnie jest z tym moim małym krzykaczem:)
















Prześlij komentarz