WIĘŹ DAJE SIŁĘ!

wtorek, 6 października 2015
Wczoraj rozpoczął się Międzynarodowy Tydzień Bliskości. I dziś o bliskości właśnie będzie. Nie będę się wymądrzać, bo nie mam do tego ani wiedzy, ani potrzeby. Będzie prosto o wózkowej niebliskości. Będzie z punktu widzenia matki, która tę bliskość krzewi w relacji ze swoim dzieckiem i z obserwacji, że z tą bliskością w naszym społeczeństwie jest coś nie tak.
W książce Searsów jest taki obrazek: 7 cegiełek ułożonych w piramidę. U podstawy są 4 cegiełki:  bądź blisko od porodu + karm piersią + noś dziecko przy sobie + śpij przy dziecku.
Nad nimi są 2 cegiełki: słuchaj płaczu swojego dziecka + strzeż się trenerów dzieci.
Na samej górze jest jeszcze jedna cegiełka: równowaga i granice. Zasada, która pomaga nie zwariować.
A tak naprawdę w RB nie chodzi o zasady, kryteria, narzędzia, ale o otwarcie serca i umysłu na potrzeby mojego dziecka. Tyle mądrości naukowych.
Praktykujemy RB od pierwszych minut życia Lilianki. Miałam szczęście urodzić naturalnie. Położono mi ją na brzuchy, potem na piersi. Mogłyśmy się tulić, było pierwsze karmienie. Już w szpitalu spałyśmy razem. Dzięki temu była spokojna. Mam to szczęście, że od 21 miesięcy karmię piersią i wiem, czuję i widzę jak bardzo buduje to więź między nami, co nie oznacza jednak, że mamy karmiące butelką tej więzi sytuacji karminie nie mogą wytworzyć, choć dzieje się to inaczej. Od 21 miesięcy mamy w łóżku małego intruza, bez którego nie wyobrażam sobie zasypiania. Przeraża mnie wręcz myśl, że nadejdzie dzień, gdy moje małe dziecię odejdzie z naszego łoża. Nosze, tule, nosze, tule całymi godzinami. I choć bolą ręce, plecy, choć czasem mam dość niosę dalej. Czasem troszkę zazdroszczę mamą, których dzieci 2-3h spacer spędzają w wózku, które w tym wózku śpią, bawią się, jedzą. Właściwie spędzają większą część swojego podwórkowego życia. Marze żeby Lilcia choć raz w roku zasnęła sama w wózku, a ja mogłabym pójść na długi, spokojny, relaksacyjny spacer. Byłoby miło, ale nie zmuszam, nie naciskam. Czasem tylko po cichutku zazdroszczę i dalej niosę moją Lili na rękach 15 kilometr w tym tygodniu. Właściwie to kwestia przyzwyczajenia, bo poza kilkoma pierwszymi miesiącami, gdy spała w gondoli nigdy nie zdarzała nam się sytuacja, że spała w wózku. Spaceruje ulicami i widzę te "matki szczęściary", których dzieci śpią, ale widzę też ich przerażenie, gdy spotykając koleżankę i zatrzymują się na krótkie ploteczki nerwowo machają wózkiem tam i z powrotem. Widzę babcie, które spacerując ze swoimi wnukami ćwiczą bicepsy dzięki energicznemu potrząsaniu wózkiem. Moją faworytką jest babcia, która w ostatnią niedzielę (o zgrozo niedzielę rodziny) przez 45 minut mszy bujała wózkiem z każdą minutą coraz mocniej i mocniej. W końcu odwróciła wnusie do słońca, a dziecinka pewnie już znudzona tą całą akcją i oślepiona słońcem zasnęła. Miałam ochotę podejść do tej pani, poklepać ją po plecach i zapytać: Udało się, co?  Zastanawia mnie też przerażenie rodziców kiedy ich dziecko nie chce spać lub właśnie się obudziło i nie ma ochoty już leżeć w wózku donośnie informując o tym cały świat.  Ten ich strach przed wyjęciem dziecka z wózka, wzięciem na ręce, przytuleniem go. To kołatające z tyłu głowy wielu rodziców przeświadczenie "nie noś, bo się przyzwyczai"! Przyzwyczai do czego? Do miłości? Do rodzicielskiej troski? Do tego, że dba się i reaguje na jego potrzeby? No chyba wszyscy się na to godziliśmy zostając rodzicami. Do tego te ciche spacery. Mama pchająca wózek, często gęsto rozmawiająca przez telefon i dziecko w wózku. Żadnej relacji, żadnej rozmowy, żadnego opowiadania o świecie, o ptaszkach, chmurkach drzewach.

Nie mówię, że jest sielsko i lekko. Rodzicielstwo bliskości wymaga od nas rodziców wiele uwagi, wiele troski, wielu godzin nauki naszego dziecka. Czasem mam ochotę rzucić to wszystko i wychować moje dziecko "po polsku". Tak żeby było grzeczne (czytaj zastraszone, bo przyjdzie po nią straszna pani, czy zabierze je jakiś tam Pan), żeby niczego nie chciało, żeby samo cichutko się bawiło. Najlepiej żeby żyło tak jakby go nie było. Czasem mam ochotę wystrzelić w kosmos siebie albo Lilkę, bo kolejny dzień moje dziecko bardzo intensywnie poznaje świat, a ja mam gorszy dzień albo mieliśmy słabą noc, ale wiem jedno więź daje siłę! Podciągam rękawy i dalej tule.  
Jak tu nie kochać takiego Skarbu??




2 komentarze

  1. Nie zgodzę się z opisanymi tutaj sytuacjami. Nie przeraża mnie moje wybudzone dziecko ani możliwość wzięcia go na ręce. Bywają jednak sytuacje kiedy na owe ręce właśnie go nie biorę, bo jest to w tym momencie niewygodne a nie dlatego, że się boję, bo się przyzwyczai. Ja również jak ta babcia, którą chciałaś poklepać po ramieniu non stop wożę moje dziecko w wózku w kościele. Wożę bo ono to po prostu lubi. Bo kiedy tego nie robię, zaczyna się nudzić. Bo wolę je wozić,żeby było zadowolone niż trzymać na rękach przez całą mszę, ponieważ i tak już mój kręgosłup daje mi się we znaki. Mimo tego wszystkiego nie uważam, że moje dziecko ma gorzej od tego non stop noszonego na rękach. Chociaż na spacerach zdarza nam się pomilczeć to każdy mały czy duży na chwilę ciszy i zadumy sam ma ochotę. Myślę, że łatwo jest krytykować ale może wypadałoby zadać sobie trochę trudu(nie tylko przy noszeniu dziecka na rękach) i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opisałam sytuacje, które ewidentnie widziałam. Dziecko w KOściele bardzo chciało z wózka wyjść, podnosiło główkę było ciekawe tego co się dzieje wokół. Za to babcia przycisnęła jego główkę do podłoża wózka i zaczęła nerwowo bujać. Nie raz widziałam sytuacje, gdy bezradni rodzice stali nad wózkiem, w którym dziecko ewidentnie krzyczało: Proszę przytulcie mnie! a oni wpychali mu smoczek i bujali jeszcze mocniej. Po czym po 3 minutach krzyku wzięli dziecko na ręce, które uspokajało się w dosłownie 3 sekundy. Ja nie mówię, że dzieci, które jeżdżą w wózku mają gorzej, albo, że ich matki są gorsze. Ale jeśli codziennie spotykam tych samych milczących rodziców z tymi samymi dziećmi, które siedzą w wózku pchane przodem do świata i nie mają żadnego kontaktu z rodzicem to robi mi się smutno. Mój wpis nikogo nie oceniał, ani nie mówił że coś jest lepsze lub gorsze. Po prostu takie są moje obserwacje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń