ŻEBY SIĘ MAMA NIE NUDZIŁA...

niedziela, 15 listopada 2015
Miała być kolejna rodzinna, miła sobota, ale nasza mistrzyni efektów specjalnych zapewniła nam sobotę pełną wrażeń. Trafiliśmy do Olsztyna do szpitala na oddział dermatologiczny. A wszystko zaczęło się tak:
Czwartek. Lilianie na lewej dłoni pojawiły się zmiany. Jakieś takie niezidentyfikowane krosty. I rozdrapany nadgarstek. Ogólnie nic poza tym. Żadnej wysypki, gorączki. Nic. Poszliśmy do lekarza rodzinnego. Stwierdziła, że to jakiś wyprysk alergiczny. Zapisała maść. Stan rączki pogarszał się dosłownie z godziny na godzinę i w czwartek wieczorem nie wyglądało to niedobrze. Moje podejrzenie: zakażenie gronkowcem. Robię zdjęcia i wysyłam do naszej Pani dermatolog. Niestety nie odpisuje. Jak się później okazje jest na konferencji.

Piątek godzina 5 rano Lilianka się budzi. Niby ma dobry humor. Chce się bawić. Ale jest bardzo rozpalona. Termometr pokazuje 39,5. Dostaje syrop przeciwgorączkowy. Udaje się zbić do 37,5. Ręka wygląda źle. Liliana piszczy. Cały dzień dosłownie przyklejona do mnie, a właściwie do cyca. Robimy zdjęcia wysyłamy do dermatolog. Dostajemy wytyczne jak postępować, czym smarować. Działamy.
Sobota. Rączka wygląda naprawdę źle. Szybka decyzja: jedziemy do Olsztyna do szpitala. Dzwonimy do naszej Pani doktor, czy jest szansa żeby obejrzała Liliankę. Na szczęście ma dyżur w szpitalu. Pakujemy torbę leków, termometr, lek przeciwgorączkowy i jedziemy. Dlaczego nie poszliśmy na SOR w Giżycku? Czułam pod skórą, że to poważna sprawa, że potrzebne jest oko specjalisty, a w Giżycku na pewno żaden dermatolog w sobotę nie obejrzałby Lilki. Liliana sama (właściwie z śmiechem na twarzy) pokazuje Pani doktor rączkę i mówi gdzie boli. Jest naprawdę dzielna. W ogóle moja mała dziewczynka jest cholernie mądra. Wie, że jak boli trzeba smarować. Jak po zmianie opatrunku boli ją rączka, albo jest roztrzęsiona prosi żeby założyć jej rękawiczkę.  Diagnoza: gronkowiec. Poza maścią potrzebny antybiotyk doustny. Lilcia cały czas rozpalona w samochodzie dostaje dawkę przeciwgorączkowego. Bardzo protestuje. Poza kroplami, które dostaje codziennie i, które właściwie sama sobie przygotowuje nie lubi żadnych innych leków, a szczególnie tych o słodkim, owocowym smaku. Niestety w obecnej sytuacji dostaje 2x dziennie antybiotyk, do tego probiotyk, wit. D i jak jest naprawdę wysoka temperatura to i lek przeciwgorączkowy. 3 razy dziennie zmieniamy opatrunek i smarujemy rączkę maścią. Protestuje. Czasem bardzo dosadnie, ale zaciskam zęby i działam. Wiem, że to dla jej dobra. 
Niedziela. W nocy akcja. Lilka się budzi rozpalona. Wierci, kręci. Nie chce nawet jeść. O 4 nad ranem wysyłam Karola do apteki po ibuprofen. Do tej pory Lilka dostaje paracetamol. Po 2h zabawy zasypia. Choć ręka wygląda tragicznie (jakby zżerał ją jakiś grzyb) Lilka budzi się w dobrym nastroju z temperaturą 36,6. Dla pewności, że wszystko dzieje się jak należy wysyłamy zdjęcie do Pani doktor. Mówi, że tak ma być. Taki etap wracania do zdrowia. O 15 Lilcia idzie na drzemkę. W 10 minut z temperatury 37 znowu mamy 40st. Mimo wszystko śpi spokojnie. Po drzemce dostaje lek przeciwgorączkowy. Do wieczora jest nieżle. Temperatura nie wraca. Mam nadzieję, że dzisiejsza noc będzie już spokojniejsza, a Lilka obudzi się w lepszym nastroju.

Ale żeby nie było tak smętnie to powiem Wam, że w piątek, sobotę i niedzielę Liliana wycałowała mnie chyba w każde możliwe miejsce na ciele. Od czubka głowy, przez poliki, szyje, ramiona, aż po łydki. To była jej wdzięczność za opiekę. Za to, że 3 dni 24h na dobę byłam obok niej, a ona mogła być do mnie przyklejona, ssać pierś kiedy chciała. Lekko nie jest, bo czasem nie ma jak pójść do toalety. A co tam! Te słodkie buziaki wszystko rekompensują. Nawet ból pęcherza.

P.S.1
Jako, że wczoraj zabrakło mi dosłownie 3 minut żeby skończyć i opublikować post informuję, że:
Lilcia zasnęła wczoraj całkiem spokojnie. Kontrolowaliśmy temperaturę. Około 24:00 było 36.6. Byliśmy pełni nadzieji, że antybiotyk zaczyna działać i stan zapalny będzie się zmniejszał. Niestety w środku nocy Lil obudziła się z temperaturą 40,5 i już nie chciała spać. Czekam teraz aż będzie miała ochotę na drzemke, bo spałam dzisiaj chyba 3h. Rano rączka wyglądała inaczej. Chyba idzie w dobrą stronę. Jutro mamy konsultacje w Olsztynie i wynik wymazu. Z całego serca marze żeby to już się skończyło i żeby nie trzeba było jej 3 razy dziennie zmieniać opatrunku. Jest też pozytywny aspekt poranka: Lilianka bez krzyku, pisku i oporu wzięła antybiotyk. Pomogła nam książeczka z wesołymi owocami i opowieść, że w strzykawce są truskawki:))

P.S.2
Tym razem zdjęcia rączki nie pokaże, bo to naprawdę wygląda tragicznie.


Prześlij komentarz